piątek, 15 lutego 2013

W bibiliotece

Wpadłam jak huragan do biblioteki. Przy okazji najadłam się wstydu, bo okazało się, że ostatni raz byłam w 2009 roku. Jakoś zakodowało mi się w mózgu, że w miejskiej bibliotece książek mnie interesujących brak. Częściej książki kupuję, niż wypożyczam.
Błądząc między regałami, trafiłam do działu "sport" i zatrzymałam się na chwilę. Ciekawe, czy jest coś o bieganiu... W głowie pojawiło się nazwisko Murakami. I w sekundzie odnalazłam jego książkę na półce, po prostu sama weszła mi w ręce.
Od wczoraj czytam "O czym mówię, gdy mówię o bieganiu".

Książkę "Jedz i biegaj", której recenzje pojawiły się chyba na wszystkich blogach biegowych, odłożyłam chwilowo niedokończoną. Coś mnie przystopowało, za jakiś czas, być może sięgnę po nią znów. Może to bieganie Jurka jest zbyt proste i zbyt oczywiste, żeby do mnie przemawiało. Może za mało tam rozterek typowych dla początkującego truchtacza, jak ja. Przecież on jest miliard lat świetlnych przede mną i inne ma problemy. No i ja, niestety, nie jestem z tej samej gliny. Wcale nie mam poczucia, że im dłużej biegnę, tym więcej mam siły.

Wygląda na to, że luty będzie miesiącem bezbiegowym. Za to z lekturą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz