wtorek, 30 kwietnia 2013

Powrót na pole

Wczoraj odpaliłam swoją starą trasę biegową, która biegnie przez pola, lasy i inne ultrasy :) Zapomniałam już, jak dobrze mi się tamtędy biega, pomijając jeden odcinek drogi piaskowej, który nie wiedzieć czemu okropnie mnie męczy. Biegłam z mężem i w związku z tym wykręciłam szalone 4,3 km (i czuję się świetnie, gdy tymczasem 2 km po chodniku bolały mnie przez 2 dni)

Ciężki miałam początek. Mąż biegł sobie lekko przede mną, a ja ciągnęłam za sobą nogi z betonu i zastanawiałam się, po kiego wuja ja to robię. Ścięgno mnie bolało, stopa, biodro. Mimo optymalnych warunków (powietrze po deszczu, zero wiatru, brak słońca i upału) pot zalewał mi oczy. 
Przebiegliśmy przez jakiś lasek, strugę, mąż zataczał wokół mnie kółka, a ja miałam wrażenie, że siły wszystkie mnie opuściły. 
Tylko, że w miarę jak biegłam, to robiło mi się jakby lżej.
Na początku biegu bardzo działał we mnie umysł - a zatrzymaj się, zwolnij, nie możesz już, brzuch cię boli, noga strzyka, no zwolnij mówię ci, podejdź trochę. Im dłużej biegłam, tym łatwiej było mi się wyłączyć, organizm się rozgrzał, to co bolało na początku, boleć przestało. Po 25 minutach, gdy wracaliśmy już do domu, umysł wyłączył się całkowicie. Widziałam tylko migające łydki męża przed sobą i nic więcej, i poczułam, że mogę biec tak jeszcze długo. Gdy właśnie dobiegłam do domu :)

Wnioski: nie słuchać umysłu, który wrzeszczy, że nie masz siły, bo to nie prawda.
Wnioski2: prawie wypluć płuca, żeby się przekonać ile siły jeszcze w tobie drzemie.
Wnioski3: nogi wcale nie są ciężkie, tylko tak udają.

Miło się biega po takich dróżkach :)

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Poszedł w zaparte

Mąż zaparł się (a przyznał się dopiero po imprezie!), że chce przed urodzinami przebiec maraton. I przebiegł. W czasie netto 3.59.36.

Odkąd biega nie minął rok.

Ledwo się z tym pawim ogonem do domu zmieścił :)

Opowiadał, że impreza wspaniała, organizacja super, nie obyło się bez kryzysu przez dokuczającą kostkę. Musiał po prostu usiąść i odsiedzieć jakieś 5 minut i z żalem patrzeć, jak uciekają mu wszyscy ci, których powyprzedzał. Pod koniec osiągnął stan czysto endorfinowy, nie czuł nic, mięśni, bólu kostki, zmęczenia, niczego, ostatnie 200 m przebiegł totalnym sprintem :)


Pozostaję w stanie czystej zazdrości :)

niedziela, 21 kwietnia 2013

Wciąż tu jestem :)

I nie zawiesiłam jeszcze butów na kołku!

Niestety zima mnie pokonała i przygniotła. Nie mogłam patrzeć na śnieg, na dodatek po pierwszych ociepleniach zaczęły się choroby w domu i ciężko było to wszystko ogarnąć i złożyć w sensowną całość.
Ale wcale nie zamierzałam i nie zamierzam rezygnować z biegania, pozwoliłam sobie na odpoczynek, lekturę, zbierałam się w sobie, dostałam parę kopów od kolegi Tomka i, wraz z topniejącym śniegiem, zaczęłam znowu truchtać.
Żeby się nie zniechęcić zaczęłam od dwóch krótkich przebieżek, ot, na około osiedla. Wnioski?
Prędkość nie spadła mi jakoś znacząco, organizm po pierwszym szoku wypuszczenia w ruch zareagował tradycyjnie, lekkim bólem mięśni, ale po drugiej przebieżce nie czułam już nic absolutnie (to znaczy, że była za krótka!).
Muszę, koniecznie muszę, znaleźć jakiś sposób na kolki! Niezależnie od długości odpoczynku po posiłku, jednak wciąż wracają i męczą. Trochę pomaga napinanie mięśni podczas biegu, ale nie jestem Rambo, non stop tak biec nie mogę. Z okresu jesiennego pamiętam, że dobrze mi się biegało zaraz po powrocie z pracy, gdy zdążyłam już zapomnieć o drugim śniadaniu i gdy przed samym biegiem zjadłam banana lub ciastko owsiane. Tylko że przy tej metodzie, obawiam się, że ciężko mi będzie dobić do 5 km ciągłego biegu. Zobaczymy. 
Ponieważ plan Skarżyńskiego rozlazł mi się na końcówce i to na ostatnich dwóch tygodniach! postanowiłam już nie wracać w to samo miejsce i zacznę przerabiać plan na 10 km. Wydłużę sobie pierwszy tydzień razy dwa, żeby trochę nadbudować braki i zaległości i obiecałam sobie, że nie przejdę do następnego tygodnia, póki jednego solidnie nie przerobię. To plan 10-tygodniowy, ale ja nie zamierzam się go trzymać ostro, raczej będę go wydłużać. 
(plan Skarżyńskiego, pochodzi ze strony właściciela skarzynski.pl)


Dziś mąż biegnie w Orlen Maraton. Strona praktycznie nie działa :( Organizatorze popraw się! Zdążyłam męża namierzyć po pierwszych 5 km na jakieś dwatysiącektórejś pozycji :) Trochę się obawiam, bo od dwóch dni dokuczała mu kostka, mam nadzieję, że da radę. Trzymam kciuki!