wtorek, 1 stycznia 2013

Mózg, ten straszny maruda

Gdy przebrnie się przez pierwsze, trudne tygodnie bardzo początkowego maszerowania i truchtania na granicy marszu, odkrywa się (przynajmniej ja odkryłam i pisałam już o tym), że ciało dostosowuje się do ruchu. I, o ile nie forsujemy się, ćwiczymy z umiarem, ale regularnie, odpada jedna dość przykra rzecz - ból. Mówię tu znów o bólu, jakiego doświadcza człowiek, który nigdy się nie ruszał i nagle zaczął. Przez parę, paręnaście tygodni dokuczają zakwasy, bolą stawy, ścięgna, właściwie boli wszystko. I to codziennie, od treningu do treningu, ten ból jest stałym towarzyszem. Po jakimś czasie z tych przykrych dolegliwości pozostaje niewiele. Ale wciąż  pozostaje jedna rzecz - mózg. 

Nasz mózg to okropna, straszna maruda. Ma za zadanie utrzymać nasze ciało przy życiu i w dobrej formie, to taki ekonom, który chce i musi być przygotowany na najgorsze. Co się dzieje, gdy zaczniemy biegać? Będziemy mieć swój mózg nieustannie... na karku :) Mózg będzie nas zmuszał, żebyśmy się zatrzymali. No, fajnie, pobiegałeś sobie, a teraz się zatrzymaj, bo mi się tu zasoby energetyczne kończą, a kto wie, co jeszcze dzisiaj będziesz robił, może przerzucał tonę żwiru, i to za chwilę, skąd ja ci wezmę paliwo??? Paliwo, które właśnie beztrosko mi wybiegałeś???

U mnie wygląda to tak: wychodzę tak jak planowałam, mam do przećwiczenia jakiś punkt, ot, choćby 20 min ciągłego biegu, czy 10 i 15 minut z przerwą na 2 minuty marszu. Biegnę spokojnie kilometr... Po kilometrze zaczynam odczuwać mięśnie, ale dzieje się to gdzieś z tyłu głowy i nie zwracam na to uwagi. Jeszcze. Trochę bólu w życiu przeszłam i to nie takiego, więc luzik, biegnę dalej. Żeby nie słyszeć tego, co mózg będzie mi imputował usilnie, mam w słuchawkach muzykę, na dodatek zupełnie nie z kręgu moich zainteresowań. Ale jest skoczna i odmóżdżająca właśnie. Na jakiś czas to wystarcza, ale tylko na jakiś. 

Czy ja już nie wspominałam, że biegnie się głową? Prawdziwym zwycięzcą jest ten, który nauczy się pokonywać swój mózg i sygnały, które nam wysyła. To wszystko kwestia treningu i pracy... z mózgiem. Jestem daleko, daleko, daleeeeeeeko i jeszcze dalej w tej mojej pracy.

O ile, gdy więcej miałam w treningu marszu, mniej biegu (i więcej bólu), to wszystko przychodziło mi łatwiej. Sprzyjała na dodatek pogoda, lato i wczesna jesień, łatwo zająć mózg pięknymi krajobrazami. Zimą jest gorzej. Czarno, ponuro, asfalt, chodnik, czarny asfalt, bury chodnik, bure pole, bura ziemia. Musiałam szybko znaleźć jakiś sposób na mózg, który nie dawał się oszukiwać muzyką i jakimiś tam myślami (mantrowałam jedno wybrane słowo, bez końca i powoli). Zauważyłam, że zbyt szybko sobie odpuszczam i nie podobało mi się to. 

Jednocześnie przez myśl przebiega mi najzwyklejszy wstyd. Przecież ja biegam po 3-4 km! Nie powinnam mieć takich problemów! Nawet nie ma mowy! Więc dlaczego znowu mozolę się nad notką, żeby dodać sobie motywacji? :)

Rozwiązanie okazało się tak proste i trywialne, jak proste może być postawienie dwóch kroków. Zajęłam mózg... angielskim słuchowiskiem. Prawdziwe wybawienie! Prawda jest taka, że muzyka bardzo szybko przestaje mi wystarczać, mózg wsysa ją jak czarna dziura wszelką materię. Słuchowisko po angielsku zmusza mózg do wysiłku, trzeba śledzić akcję, wychwytywać zwroty i jeszcze na dodatek rozumieć, czego się słucha :)  Jednocześnie przestałam się skupiać na tym, co zaczynało mi dokuczać (kolka-zatrzymaj się! kolkaaaa! wiatr, wiatr, wiatr - zaraz będzie ci zimno! jesteś zmęczona, baaaardzo zmęczona, wracaj do domu), a przecież taki jest cel, prawda? Nie rozpraszać się, tylko biec. Pokonywać siebie i biec. Przezwyciężyć ból i biec.

Słuchowisko Cabin Pressure to dawka dobrego angielskiego humoru, jeżeli lubicie, szczerze polecam! Chyba po raz pierwszy w życiu wykonałam cały trening z uśmiechem od ucha do ucha. A za wciągnięcie w losy ekipy z MJN Air dziękuję Dzidu!

Nie wiem, na jak długo mi to wystarczy. Podejrzewam, że z upływem czasu i zwiększaniem kilometrażu, stanę któregoś dnia na przeciw własnego mózgu i powiem "albo ty, albo ja!" :)


 

3 komentarze:

  1. Dobre, dobre. A skąd ściągasz to cudo? Wydaje się idealne na moje wyciskanie pięćdziesiątych potów na siłowni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Można oczywiście kupić :) (co z resztą zamierzam uczynić). Ja dostałam od koleżanki, ściągnęłam z jej chomika. 9 stycznia, czyli niebawem, startuje sezon IV i będzie można tego posłuchać na żywo w radiu BBC.
    Obecnie jestem w sezonie II, z pierwszego polecam ci zwłaszcza odcinek Douz. Ale najlepiej oczywiście od początku.
    Jeżeli nie będziesz mogła znaleźć daj znać, udostępnię Ci :)

    OdpowiedzUsuń